Na rynku znajdziemy bardzo wiele ekranizacji słynnych powieści zarówno tych współczesnych jak XVIII czy XIX-wiecznych. Bardzo często chętnie je oglądamy. Oglądamy bowiem fabułę, którą bardzo dobrze znamy z szkolnych lektur czy z własnej prywatnej biblioteczki. Chodzimy na nie praktycznie masowo. Szukamy porównań, momentów, w którym reżyser odbiegł od treści książki, tego w jaki sposób przedstawił daną treść, co mu wyszło z lepszym, a co z gorszym skutkiem. Bardzo często wydajemy także bardzo subiektywne sądy, co lepsze książka czy film.
Bardzo dużo zależy od tego z czym mieliśmy pierwszy kontakt. Jeśli pierwszą czytaliśmy książkę, to film powstały na jej fabule może nas nieco rozczarować, ponieważ widzimy go już przez pryzmat własnych wyobrażeń i obrazów, które powstały w naszej głowie podczas czytania jej treści. Nie zawsze wizje te muszą pokrywać się z wizją reżysera. Kiedy nie mieliśmy kontaktu z książką wówczas odbiór jest prostszy (choć niepełny). Jesteśmy bowiem wtedy tak zwaną czystą kartą. Zdarzają się jednak przypadki, gdzie zarówno książką jak film został zrealizowany po mistrzowsku.
Autor artykułu: